Przecie ona nasza

 

Spotykam ją wszędzie. Na targowiskach, w sklepach, warsztatach, taksówkach, na prywatnych budynkach i w ich wnętrzach, oczywiście w każdym kościele i na koniec w naszym meksykańskim domu. Można łatwo domyśleć się, o kogo chodzi – to wizerunki Matki Boskiej z Gwadelupy. Czyżby Meksykanie byli aż tak pobożni? Przecież my, Polacy czcimy naszą Częstochowską, ale nie afiszujemy się z nią aż tak bardzo, chociaż według Solejukowej z Ranczo Matka Boska nie wywodzi się z narodu Żydowskiego, tylko z Polski, boć przecie ona „nasza, Częstochowska”.

Wypytuję znajomych mieszkańców, a nawet księdza, jak to jest z tą wiarą w kraju, zajmującego pod względem ilości katolików  (96 mln) drugie miejsce na świecie, mimo, że Meksyk przeszedł rewolucję, w czasie której zniszczono kościoły, zamieniając je na stajnie czy magazyny. Odebrano wtedy Kościołowi ziemię – w jego rękach znajdowało się ponad 80 %. Rewolucja przeszła, kościoły, ogołocone z ozdób, pozbawione organów, oddano wiernym. Już nigdy nie wróciły do świetności. Ich wnętrza wypełniają się ludźmi podczas świąt, ale już o wiele mniej w niedziele. W dni powszednie świecą pustkami. Księża nadal niechętnie obejmują biedne parafie, czyli rewolucja nie nauczyła ich zbliżenia się z ludem. Znachorzy, szamani cieszą się na wsiach popularnością, zwyczaj posiadania kochanek jest powszechny i niemalże uświęcony tradycją. Skąd więc ta potrzeba umieszczania Matki Boskiej z Gwadelupy w niemalże każdym miejscu? 

Spaceruje sobie uliczkami Meridy, patrzę na liczne Madonny i cały czas szukam odpowiedzi na to pytanie. Może sama historia objawienia tak ludzi wzrusza? Powoli zaczynam budować teorię. Matka Boska ukazała się indiańskiemu chłopcu, przemówiła w jego języku. Na obrazie ma ciemną twarz. Wygląda jak Meksykanka, mówiła po aztecku  i stała się pierwszym ogniwem łączącym dawne wierzenia z nowym. Kto wie, czy nie przymknęła oko i do dzisiaj tego nie czyni na dawne obyczaje, które zdecydowanie nie są po myśli Watykanu, ale tak głęboko zakorzenione przez stulecia, nadal tkwią w narodzie.  Dlatego wizerunek takiej „ludzkiej” Madonny można powiesić wszędzie – na straganie przy stercie ziemniaków czy pomarańczy,  przy butelkach z wodą. Nie obrazi się, nie oskarży o brak cześci. Staje się częścią codziennego życia, z jego wszystkimi dolegliwościami i ułomnościami.  Taka po prostu dobra, wybaczająca matka. Z ludu i dla ludu.  Można na nią spojrzeć i westchnąć –„ty wiesz, że daleko mi do doskonałości, lecz nic na to nie poradzę. Kochaj mnie takim, jakim jestem.” Mało jest takich matek ziemskich. Wybaczających, rozumiejących, przymykających oko na nasze słabości.  Dlatego rzadko wystawiamy ich fotografie. Osobiście wolę mieć u siebie tę z Gwadelupy,  kupiłam jej wizerunek i powiesiłam na poczesnym miejscu w salonie naszego meksykańskiego domu. I nawet Mariusz, zagorzały ateista,  wspomniał, że gdybyśmy kiedyś opuszczali Meksyk, to na pewno musimy ją zabrać ze sobą. 

ObrazekObrazekObrazekObrazek