Przez te szesnaście miesięcy zdobyliśmy taką dojrzałość i wiedzę, że każdy z nas powinien mieć tytuł magistra. To dlatego czerwoni się przestraszyli i wprowadzili stan wojenny, gdyż zorientowali się, że mają do czynienia z coraz bardziej dojrzałym społeczeństwem – Władysław Frasyniuk
Kanadyjski grudzień w miejscu gdzie mieszkam jest taki sam, jaki był w Polsce 40 lat temu. Tylko wtedy w nocy z 12. na 13. nikt nie zachwycał się zimową aurą. Wiała grozą i kojarzyła się z Syberią – miejscem, skąd tylu Polaków już nie wróciło. Dla wielu rozprawienie się władz z Solidarnością, a właściwie ze społeczeństwem było kompletnym zaskoczeniem, chociaż zdawano sobie sprawę, że „czerwoni” w końcu muszą maksymalnie ostro zareagować, gdyż totalitarnej władzy nikt nie oddaje dobrowolnie, a gdy zaistnieje zagrożenie jej utraty, ci na górze nie wahają się sięgnąć po najdrastyczniejsze rozwiązania.
Po czterdziestu latach od tamtej „gorącej zimy” różnie ocenia się ten zamach na demokrację. Ale wtedy wściekłość, poczucie bezsilności, strach zawładnęły Polakami całkowicie. Próby oporu zostały rozjechane czołgami, spacyfikowane zomowcami. Wśród wojskowych, możliwe, że było wielu, którzy nie chcieli wziąć udziału w Jaruzelskiej wojnie
Czołg stał przed bramą, a ludzie walili w niego tym, co mieli pod ręką. Żołnierz otwiera właz, łzy mu lecą. – „Ludzie, mój brat na Halembie fedruje”. – „To jedź tam skurwysynie i zabij brata!” – zakrzyczały go rodziny strajkujących górników – taką scenę zapamiętał górnik, Henryk Sikora, gdy z ulotkami dotarł do Kopalni Wujek, a tam już leżeli zabici.
Byli sędziowie, którzy dawali wyroki w zawieszeniu lub uniewinniali, byli esbecy, którzy nie oznaczali się gorliwością, byli porządni klawisze, lecz mimo wszystko oni też byli wplątani w tę sprawną machinę stanu wojennego.
Jakże łatwo było utracić wszystko, co z takim wysiłkiem przez 16 miesięcy było budowane! – tak myślało wielu nawet przez późniejsze lata.
Podobne myśli towarzyszą mi i tej nocy, lecz dzisiaj nie będę ich rozwijać.
Aby „zanurzyć się” w atmosferze sprzed 40-tu lat przytoczę kilka fragmentów wspomnień czołowych działaczy „S”, z którymi przeprowadziłam wywiady.
„No, to się zaczęło” – złapałem kurtkę, skoczyłem przez okno i uciekłem. Poszedłem na dworzec w Gdańsku i przyglądałem się, jak wyciągają z hotelu Monopol solidarnościowców. Miałem kaptur na głowie, żeby nikt mnie nie poznał i stałem na przystanku autobusowym. Wiedziałem już, że nie ma żartów i zastanawiałem się, gdzie by się tu schować. – Jerzy Borowczak
Było już po północy i napotkałem dwie roztrzęsione sąsiadki, krzyczące – „wojna, wojna!” Zostałem wciągnięty do mieszkania pani mieszkającej z dwiema córkami, a wkrótce potem przed budynkiem pojawili się uzbrojeni funkcjonariusze. Zacząłem kombinować, jak uciec? Bałem się, że jeśli w budynku naprzeciwko obserwowali mój blok, to pewnie zauważyli, że do niego wchodzę. W pewnym momencie jednak zdecydowałem się na ucieczkę, chociaż dwie dziewczyny były bardzo atrakcyjne . Na szczęście w porę przypomniałem sobie Adama Mickiewicza, który nie dotarł do Powstania Listopadowego, bo zmitrężył u pewnej damy i potem przez całe życie musiał się z tego tłumaczyć. – Bogdan Borusewicz
Z dworca obserwowaliśmy oddziały ZOMO otaczające hotel Monopol. Z nami był Macierewicz i on do końca nie wierzył, że to akcja przeciwko nam – Zbigniew Bujak
Jeden ze znanych działaczy powiedział dosłownie – „chłopaki, wygląda na to, że będą napierdalać”. Przegłosowaliśmy decyzję, że trzeba zostać w stoczni. Tymczasem ja się postawiłem;
– A moje doświadczenie jest takie, że jak coś niebezpiecznego się dzieje, to wtedy trzeba uciekać na swoją parafię. – Władysław Frasyniuk
W ten wieczór miałam poczucie, że żyję w dwóch epokach, które radykalnie różnią się od siebie. Jest sobota, niedługo święta, na dworze mroźnie i sporo śniegu, słychać śmiechy, ludzie na podwórku sobie popijają, gdzieś ktoś obchodzi imieniny, a ja oczywiście nie wiem, że to będzie stan wojenny, ale mam przeczucie, że wydarzy się coś strasznego i to będzie uderzenie w całą Solidarność – Aleksander Hall
Z posiedzenia KK wyszedłem o dwunastej w nocy, trzymając pod pachą teczkę z napisem Solidarność. Szedłem pieszo do domu, a po drodze mijały mnie zomowskie wozy. Położyłam się spać, bo byłem strasznie zmęczony. Po godzinie zbudził mnie kolega i mówi:
– Bogdan, musisz uciekać. Monopol (hotel) jest otoczony i będzie się coś działo.
– Przestań, tyle razy już nas straszono i nic.
Wygoniłem go, ale wkrótce wrócił i powiedział, że wszystkich z hotelu wygarniają. Tym razem potraktowałem wiadomość na serio. – Bogdan Lis
Wszedł do pokoju Karol Modzelewski, obudził mnie i mówi:
– Słuchaj, jesteśmy otoczeni.
– Jak to otoczeni?
– Wyjrzyj przez okno.
Okno wychodziło na plażę. Panowała ciemność i w nikłej poświacie księżyca widzę, jak z morza wychodzą „Marsjanie”. To było ZOMO. Karol wyszedł, żeby innych zawiadomić, a ja myślę, jak tu uciec, ale drzwi hotelu były zablokowane. Za chwilę przyszli do mnie esbecy i ostrzegli mnie, żebym się nie ruszał – Henryk Wujec